piątek, 24 kwietnia 2015

„Remember remember the fifth of november”

W dzisiejszych czasach wszyscy dążymy do przeniesienia kolejnych aspektów życia w strefę sieci. Internet staje się medium prymarnym kumulując wszelkie elementy codzienności w swoich serwerach. Poczynając od całej masy informacji zawartych na serwisach społecznościowych a kończąc na możliwości dysponowania naszymi finansami z poziomu wirtualnych kont. Nie trudno sobie zatem wyobrazić, że prędzej czy później cyberprzestrzeń stanie się nie tylko ułatwieniem naszego życia codziennego, ale również czymś na kształt „poligonu” dzisiejszych czasów. Już tłumaczę o co tak naprawdę chodzi. Na najniższym poziomie możemy wykorzystać wspomniane już social media takie jak Twitter czy Facebook w celu komunikacji, robimy to wszyscy, prawda? A co jeśli postanowimy wyrazić swój sprzeciw na skalę masową i wykorzystamy te metody właśnie w takim celu? Najlepszym przykładem wydaje się tu tzw. „Twitterowa rewolucja”, gdzie to właśnie demonstranci za pomocą powyższych portali wykorzystali je jako sposób koordynacji działań demonstrantów oraz kanał informacyjny na skalę ogólnoświatową. Wystarczy również sięgnąć kilka lat wstecz i przywołać w pamięci głośną aferę z ACTA, na której treść internet zareagował natychmiastowo i z niezwykłą ofensywną dezaprobatą. Istotną rolę w bojkocie ustawy antypirackiej odegrała grupa haktywistów Anonymous publikując około 40 tysięcy bilingów i numerów kart osób korzystających ze stron pornograficznych. Nie byłoby w tym nic intrygującego, gdyby nie kilka kont, które okazały się należeć do ważnych pracowników rządu czy armii. Anonimowi stali się swego rodzaju symbolem sprzeciwu, lecz takiego sprzeciwu, który jednoczy ze sobą rzeczywistość i strefę cyfrową. W odpowiedzi na makabryczne akcje bojowników ISIS, które z lubością publikują w internecie z poczuciem anonimowości, grupa Anonymous wzięła sobie na celownik odkrycie tożsamości kolejnych fanatyków publikując ich profile znajdujące się na portalach społecznościowych. Ich akcje dotykają również spraw nieco bardziej przyziemnych niż te związane z fanatyzmem religijnym. Każdy kto ogląda seriale w sieci zapewne kojarzy kultową swego czasu stronę megaupload.com. Nie trzeba było długo czekać na interwencję tuż po aresztowaniu właściciela owej witryny. Wyrazili oni swój sprzeciw poprzez blokadę między innymi strony amerykańskiego departamentu sprawiedliwości, zrzeszenia amerykańskich wydawców muzyki czy pomniejszych portali biur kongresowych czy serwerów kilku największych wytwórni muzycznych. Jednak zapewne zapytasz skąd taka efektywność (oraz efektowność) działań grupy tego typu? Powracamy zatem do cytatu w tytule notatki a ściślej mówiąc pewnej świetnie zrealizowanej sceny w filmie V for Vendetta. „Jesteśmy legionem” - jak sami określają się dość górnolotnie. Prawda jest taka, że każdy z nas pozbawiony cech szczególnych staje się częścią pewnej masy. Tutaj tą masą jest bliżej nieokreślone zrzeszenie ludzi dla których komputer może stanowić wyjątkowo silną broń. Internet przestaje być odrębną dziedziną życia, splata się z rzeczywistością na każdym kroku i dąży do ułatwienia nam codzienności. W cyberprzestrzeń przenoszą się nawet konflikty i manifestacje. Pytanie brzmi – czy samo kliknięcie „Dołącz” robi z nas aktywistów?



Mateusz Działowski