poniedziałek, 23 marca 2015

Ente life

 Źródło

Sieć wyzwala w nas pierwotne instynkty. Jest magiczną przestrzenią, w której słowa stają się łatwiejsze do wypowiedzenia, opinie prostsze do wyrażenia, a konsekwencje zostają odsunięte na dalszy plan. Nasze działania zyskują charakter mechanicznych, mniej przemyślanych, wyzbytych kompleksów i zachowawczego dystansu, przez to, jak przekonują niektórzy, bardziej szczerych i naturalnych od tych, które możemy zaobserwować w życiu prawdziwym. Okazuje się, że w sieci możemy być sobą bardziej niż gdziekolwiek indziej. Piszemy to, czego w prawdziwym życiu nigdy byśmy nie powiedzieli, obśmiewamy i krytykujemy to, czego w rzeczywistości prawdziwej przenigdy odwagi obrazić byśmy nie mieli; wstyd, nieśmiałość, kompleksy odchodzą w zapomnienie – wszyscy jesteśmy zuchwali, nieustraszeni, bezczelni i bezkarni, młodzi i gniewni.
Z tej perspektywy sieć przypomina flaszkę cieszy o mocno wyskokowych właściwościach, która im bardziej w nią wnikamy, w tym większym stopniu nas wyswobadza, tym rozleglejszą pewnością siebie nas obdarza, i tym głębsze złudzenie słuszności naszych sądów nam daje; w zetknięciu z którą jesteśmy skłonni mówić i robić rzeczy, na które w żadnych innych okolicznościach byśmy sobie nie pozwolili. Jest to jeden ze sposobów rozumienia rzeczywistości wirtualnej, jako przedmiotu posiadającego magiczne właściwości – wyzwalania, obnażania, swobodzenia; przedmiotu, za pośrednictwem którego potrafimy zaskoczyć samych siebie, dowiadując się, co myślimy i co mamy ochotę powiedzieć.
Źródło


Druga strona medalu, w równym stopniu prawomocna co pierwsza, jest taka, że w sieci otrzymujemy możliwość, za którą nasi przodkowie sprzed epoki internetowej byliby skłonni płacić grube sumy, bycia kimkolwiek nam się zachce; możliwość stworzenia sobie alternatywnego, drugiego życia. Lub szeregu alternatywnych, drugich żyć. Nie musi być wszakże prawdę, że w Internecie występujemy ciałem, duchem, umysłem i czymś tam jeszcze. Jest tak do czasu, kiedy poprzednie, prawdziwe wcielenie przestanie nam wystarczać lub odpowiadać i zapragniemy przekonać się jak to jest być kimś innym; do czasu kiedy zechcemy przeprogramować poprzednie ciało, poprzedni umysł, itd., gdyż dotychczasowe są niedoskonałe i niesatysfakcjonujące. A może zwyczajnie mamy ochotę sprawdzić, jak to jest nie być sobą choćby przez jeden dzień. Ciałem jesteśmy jedynie przed klawiaturą i monitorem; nie jest problemem, aby wchodząc w sieć zrzucić z siebie poprzednią skórę i przedzierzgnąć się w nowe „ja”, o nowej lśniącej masce, zyskując tym samym nowe predyspozycje i nowe możliwości.
W ten sposób rozpoczyna się historia naszego nowego życia. Na początku musimy wybrać postać, którą będziemy sterować, a wraz z nią odpowiednie, dopasowane do niej właściwości i atrybuty; wybieramy zatem bohatera i decydujemy o jego etniczności, kolorze skóry, dacie urodzenia, liczbie dzieci, liczbie nieudanych samobójstw, kradzieży, rozwodów, wszelakich przeżyć, i za taką osobę go potem przedstawiamy. Granicę takich poczynań określają możliwości naszej wyobraźni, nic więcej. Ryzyko stanowi możliwość zdemaskowania przez społeczność, w której odgrywamy określoną rolę. Jednak tak długo, jak pozostajemy w sieci i poza jej obręb się nie wychylamy, nie jest to ryzyko warte uwagi. W przypadku ewentualnej wtopy, obnażona zostaje nasza postać, nie my. A więc nikt poza bohaterem nie ma powodu do jakiegokolwiek wstydu, przykrości, poczucia winy. To czy będzie on odczuwał którąś ze wspomnianych, niechcianych emocji, zależy od tego w jakiego rodzaju empatię i moralność go wyposażyliśmy. Jeżeli okaże się za słaby, nieodpowiedni, nieautentyczny, jeżeli jego reputacja w społeczności zbytnio podupadnie, tworzymy nowego bohatera, lub, jeżeli operujemy więcej niż jedną postacią, wymazujemy go z listy naszych wcieleń, i cieszymy się tymi, które nam pozostały.
Ten przejaskrawiony przykład ma obrazować, jakie możliwości przeistoczenia niesie za sobą Internet. Na co dzień mamy w nim do czynienia raczej z drobnymi, czasem niuansowymi, przeobrażeniami, udoskonaleniami, imitacjami i nieszczerościami. Nigdy jednak osoba w przestrzeni wirtualnej nie będzie stanowiła przełożenia jeden do jednego osoby w rzeczywistości. Tak samo jak ciężko postawić znak równości między życiem prawdziwym a wirtualnym, tak samo niełatwo utożsamiać wirtualnego „ja” z „ja” rzeczywistym, niezależnie od tego, jak szczere są intencje danej osoby. Obie przestrzenie rządzą się zupełnie różnymi prawami i całkowicie odmienne możliwości wyrażenia, docierania oraz poznania za sobą niosą; różne obrazy jednostek generują. Niemożliwym jest, aby przy tak odmiennych warunkach egzystencji, ten sam efekt, w postaci uzyskania tego samego obrazu osoby, został osiągnięty.
Paweł Harlender

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz