W dzisiejszych czasach wszyscy dążymy
do przeniesienia kolejnych aspektów życia w strefę sieci. Internet
staje się medium prymarnym kumulując wszelkie elementy codzienności
w swoich serwerach. Poczynając od całej masy informacji zawartych
na serwisach społecznościowych a kończąc na możliwości
dysponowania naszymi finansami z poziomu wirtualnych kont. Nie trudno
sobie zatem wyobrazić, że prędzej czy później cyberprzestrzeń
stanie się nie tylko ułatwieniem naszego życia codziennego, ale
również czymś na kształt „poligonu” dzisiejszych czasów. Już
tłumaczę o co tak naprawdę chodzi. Na najniższym poziomie możemy
wykorzystać wspomniane już social media takie jak Twitter czy
Facebook w celu komunikacji, robimy to wszyscy, prawda? A co jeśli
postanowimy wyrazić swój sprzeciw na skalę masową i wykorzystamy
te metody właśnie w takim celu? Najlepszym przykładem wydaje się
tu tzw. „Twitterowa rewolucja”, gdzie to właśnie demonstranci
za pomocą powyższych portali wykorzystali je jako sposób
koordynacji działań demonstrantów oraz kanał informacyjny na
skalę ogólnoświatową. Wystarczy również sięgnąć kilka lat
wstecz i przywołać w pamięci głośną aferę z ACTA, na której
treść internet zareagował natychmiastowo i z niezwykłą ofensywną
dezaprobatą. Istotną rolę w bojkocie ustawy antypirackiej odegrała
grupa haktywistów Anonymous publikując około 40 tysięcy bilingów
i numerów kart osób korzystających ze stron pornograficznych. Nie
byłoby w tym nic intrygującego, gdyby nie kilka kont, które
okazały się należeć do ważnych pracowników rządu czy armii.
Anonimowi stali się swego rodzaju symbolem sprzeciwu, lecz takiego
sprzeciwu, który jednoczy ze sobą rzeczywistość i strefę
cyfrową. W odpowiedzi na makabryczne akcje bojowników ISIS, które
z lubością publikują w internecie z poczuciem anonimowości, grupa
Anonymous wzięła sobie na celownik odkrycie tożsamości kolejnych
fanatyków publikując ich profile znajdujące się na portalach
społecznościowych. Ich akcje dotykają również spraw nieco
bardziej przyziemnych niż te związane z fanatyzmem religijnym.
Każdy kto ogląda seriale w sieci zapewne kojarzy kultową swego
czasu stronę megaupload.com. Nie trzeba było długo czekać na
interwencję tuż po aresztowaniu właściciela owej witryny.
Wyrazili oni swój sprzeciw poprzez blokadę między innymi strony
amerykańskiego departamentu sprawiedliwości, zrzeszenia
amerykańskich wydawców muzyki czy pomniejszych portali biur
kongresowych czy serwerów kilku największych wytwórni muzycznych.
Jednak zapewne zapytasz skąd taka efektywność (oraz efektowność)
działań grupy tego typu? Powracamy zatem do cytatu w tytule notatki
a ściślej mówiąc pewnej świetnie zrealizowanej sceny w filmie V
for Vendetta. „Jesteśmy legionem” - jak sami określają się
dość górnolotnie. Prawda jest taka, że każdy z nas pozbawiony
cech szczególnych staje się częścią pewnej masy. Tutaj tą masą
jest bliżej nieokreślone zrzeszenie ludzi dla których komputer
może stanowić wyjątkowo silną broń. Internet przestaje być
odrębną dziedziną życia, splata się z rzeczywistością na
każdym kroku i dąży do ułatwienia nam codzienności. W
cyberprzestrzeń przenoszą się nawet konflikty i manifestacje.
Pytanie brzmi – czy samo kliknięcie „Dołącz” robi z nas
aktywistów?
Mateusz Działowski
aktywistów z nas nie robi, ale z pewnością pomaga rozreklamowaniu zjawiska
OdpowiedzUsuń#Marketing_wirusowy
Usuńaktywistów z nas nie robi, ale z pewnością pomaga rozreklamowaniu zjawiska
OdpowiedzUsuńclicktywizm to pozory
OdpowiedzUsuń