Internet
co raz nachalniej dotyka nas także poza siecią. Bolesne Doświadczenie. Jednak o
ile możemy umówić się, że każdy średnio rozgarnięty człowiek da radę znieść to,
że do codziennego życia przenikają memy, hity Youtube’a czy zabawne teksty –
sieciowe virale, to dla ludzi zajmujących się chociażby marketingiem to poważne
zagrożenie. Ogromną popularnością na polskim Facebook’u cieszą się
fanpage, które swój content w 100% opierają na wyszperanych w Internecie
marketingowych wpadek. Narzędzia powszechnie dostępne w mediach
społecznościowych pozwalają obecnie każdemu średnio rozgarniętemu użytkownikowi
trafić z dowolnym przekazem odautorskim do ściśle określonej przez niego
(często losowo) grupy odbiorców. Kampania reklamowa nastawiona na zwiększenie
zasięgu konkretnego postu pochodzącego z fanpage’a polubionego przez ok. 100
osób może kosztować nawet 2 zł! Efekty? Wzrost zasięgu o 700 - 900 użytkowników
w przeciągu 24h. To relatywnie ogromna wartość. Jednak spróbujmy przyjąć
kolejne założenie – takiego „ktosia” problem nie dotyczy. Co raz częściej
jednak dotyka to dużych i rozpoznawalnych marek. Błędy językowe w materiałach
reklamowych, źle sformułowane nagłówki artykułów, niefortunne wypowiedzi
pracowników, nietrafione kampanie. O ile celem rozpowszechniania tego typu
treści jest jedynie rozrywka, to przy zasięgu na poziomie kilkuset tysięcy (!)
potencjalnych odbiorców owa rozrywka może przerodzić się w arcy groźne zjawisko
- czarny PR. Problemy wizerunkowe firmy związane z nieodpowiedzialnymi
posunięciami przede wszystkim w sieci powoli przedostają się do świadomości PR
- owców. Zbyt wolno. Tu pojawia się problem kreatywności wymuszonej. A raczej
jej braku. Wyobraźmy sobie sytuację w której następuje to co Monika Czaplicka
nazywa „kryzysem w social media”. Pomińmy naprawdę głupie błędy językowe czy
składniowe – śmianie się z nieudolności community managera jest ciosem poniżej
pasa. Zakładamy, że duża, rozpoznawalna marka, która na dodatek dysponuje tak
zwanym „love brandem” na danym rynku publikuje na swoim facebook’owym fanpage’u
niezbyt wysmakowany post dotyczący np. sytuacji politycznej w kraju. Copy postu
jest zdecydowanie stronnicze, grafika z shutterstock.com mocno sugestywna.
Generalnie – dramat. Trzeba pamiętać, że osoby zarządzające contentem nawet dla
największych marek wciąż są jedynie ludźmi. W ich wyobrażeniu dane treści mogą
wydawać się zabawne, prowokujące a co za tym idzie – angażujące. A przecież o
to właśnie chodzi. Następuje moment kluczowy – zetknięcie się treści z
odbiorcami. I wybucha prawdziwe zamieszanie. Usunięcie posta nawet w kilka
minut po jego opublikowaniu nic nie da. Już powstały setki screenów, komentarzy
i interwencji w prywatnych wiadomościach. Sytuacja do uratowania jest jedynie poczuciem
humoru lub odcięciem się od zdarzenia. Tego drugiego nie polecam – powoduje
jeszcze większą falę nie tyle śmiechu co już otwartej nienawiści. Poczucie
humoru? Nie każdy ma. A jeśli już ma, to niekoniecznie na zawołanie. Morał?
Albo uważać albo być gotowym na konsekwencje. Najlepiej… jedno i drugie!
Przemek Kubera
Przemek Kubera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz