Cyfry. Wszędzie cyfry. Z każdym dniem
mnożą się i mnożą. Więcej przeżytych, więcej przejechanych, więcej cyfr. Czy
komuś to przeszkadza? Raczej nie. Kwestia przyzwyczajenia. Żyjemy w czasach
jeden zero i nie widzimy nawet cyfrowych łańcuchów, które ciągną się za każdym
krokiem, każdą sekundą naszego życia. Nie ma się co złościć na cyfryzację, w
końcu tak bardzo upraszcza naszą egzystencję. Zdarza nam się jednak potęsknić
za jakimś małym trudem, za buntem, a raczej buncikiem, przeciwko zapisowi
liczbowemu. Takim buncikiem jest wielki powrót do zapisu analogowego, który
właśnie przeżywa swoje zmartwychwstanie.
Jak to się stało, że rzeczy, które
ekscytowały naszych dziadków i rodziców, zaczęły nas interesować? Skąd
nastolatki kolekcjonujące winyle? Skąd drugie życie ciężkiego i nieporęcznego
Zenita? Na pewno moda na ja chce być
vintage zrobiła swoje. Wygrzebywanie starych rzeczy z babcinego strychu i
paradowanie z nimi po ulicy nikogo już nie dziwi. Hipster bez analogowego
aparatu na szyi nie może być prawdziwym hipsterem. Jednak analogowy szał to nie
tylko moda. Ta prehistoryczna forma zapisu ma coś, czego cyfra, jakkolwiek by
się starała, mieć nie może.
Inną cechą zapisu analogowego, która
wygrywa z cyframi, jest materialność. Większość z nas nie wie jak to się
dzieje, że wystarczy klik i z jakiejś magicznej przestrzeni wydobywa się
muzyka. Z winylami jest inaczej. Wystarczy się przyjrzeć, aby dostrzec rowki z
zapisem. Nawet jeśli nie wiemy jak z tego czegoś rodzi się muzyka, to
przynajmniej wiemy, że z czegoś, a nie z niczego. Materialność zapisu
analogowego objawia się również w tym, że analogi potrafią zagracić całe
mieszkanie, a cyfry nie. Choć większość osób mogłaby uznać to za wadę, a nie
zaletę, wystarczy wziąć do ręki albumy ze starymi zdjęciami, albo powąchać
płytę, aby uświadomić sobie, że cyfry nie są w stanie wszystkiego zastąpić.
Grono wielbicieli zapisu analogowego robi się coraz większe.
Co na to cyfry? Wygląda na to, że pogodziły się ze swoją klęską na pewnych
polach i zaproponowały rozejm –
digitalizację. Ponieważ zapis analogowy ma jedną główną wadę – łatwo ulega
zniszczeniu – nowe technologie zajęły się jego ochroną. Choć zdjęcia w
Internecie nie przypominają babcinego albumu, są dobrą drogą do poznania
historii innych babć. Digitalizacja rodzi nadzieje, że nawet jeśli szał na
starsze formy zapisu jest tylko modą,
coś po nim zostanie.
Zofia Łękawska-Orzechowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz