niedziela, 14 czerwca 2015

Nostalgia i diabeł z pudełka

Na fali popularnego ostatnimi czasy wśród dwudziestoparolatków trendu, polegającemu na nostalgicznym wspominaniu ostatniej dekady XX wieku (#only 90’s kids will remember) zabrałam się za oglądanie jednego z flagowych seriali tamtego okresu – Buffy the Vampire Slayer. Ten z lekka kampowy, swobodnie operujący licznymi kliszami i zupełnie obezwładniający „ciętym” żartami bohaterów kultowy twór oglądany dzisiaj staje się fantastyczną dokumentacją epoki – od strojów (Buffy  definitywnie podkradała sukienki z  szafy Baby  Spice!) po problemy społeczne. 

W ósmym odcinku pierwszej serii mamy okazję obserwować, jak walka z nieczystymi siłami przenosi się na wyższy, abstrakcyjny poziom. Oto potężny demon. Moloch the Corruptor zostaje uwieziony przez średniowiecznego mnicha w księdze. Wieki późnej ląduje ona w zbiorach bibliotekarza – kolekcjonera, partnera Buffy: Ruperta Gilesa. Energiczna nauczycielka informatyki inicjuje szkolny projekt skanowania książek, w tym również cennych okazów z zasobów Gilesa. Nieświadomi zagrożenia, digitalizują przeklęte tomiszcze, wpuszczając do Internetu ogromną, destrukcyjną istotę.

W rezultacie komputer – i każda inna maszyna połączona z nim Siecią staje się domem Molocha – demona mamiącego obietnicami miłości, wiedzy oraz władzy w konsekwencji doprowadzając do obsesji i szaleństwa. Poza zwodzeniem podatnych istot ludzkich istnieje całe mnóstwo okropności, jakie diabeł z maszyny może uczynić, a gdybyśmy mieli wątpliwości, bohaterowie z przerażeniem wymieniają eskalującą listę:  manipulacja światłami drogowymi, uszkodzenie aparatury medycznej na całym świecie, zniszczenie światowej gospodarki, a wreszcie nuklearna zagłada. 

Nowy, cyfrowy Moloch wygląda jak skrzyżowanie tradycyjnego wizerunku szatana z Darthem Vaderem. Jest monstrualnym serwerem, świadomym wszystkiego, co dzieje się w całym Internecie, a także różnych sieciach lokalnych. 




Twórcy Google and the world brain byliby wniebowzięci; nie ma dosadniejszego sposobu na pokazanie, że skanowanie książek to czyste zło. Ale każdy z odrobiną dystansu może łatwo dostrzec, że obawy towarzyszące ludziom dwie dekady temu nie zmieniły się ani o jotę. A ktoś z dystansem oraz pewną ilością wiedzy o historii mediów doda, ze niemal identyczne uwagi pojawiały się na przełomie XIX i XX wieku w odniesieniu do ówczesnych nowinek technicznych. Zarzuty o degeneracji więzi międzyludzkich wysuwano pod adresem telefonu, ogłupianiem i propagandą miało się zajmować radio do społu z prasą.




Postęp cywilizacyjny zawsze łączył się ze wzrostem możliwości władzy.  Oczywiście, sprzedawanie big data, inwigilacyjna działalność NSA i tym podobne zjawiska są niepokojące i nie do pogodzenia z prawami człowieka, na których opiera się nasza kultura i nasz system wartości. Ale globalizacja to również szeroko zakrojone ruchy aktywistów, działalność whistleblowers, to edukacja i uświadamianie. Moloch może kusić, może umożliwiać przejęcie władzy oraz przestępcze działania na wielką skalę, może uzależniać, ale z drugiej strony wkłada nam do rąk potężną broń: wiedzę. Jasne, to nie wystarczy, żeby efektywnie tępić niecne posunięcia rządów i korporacji. Ale to wciąż więcej, niż wiele uciskanych społeczeństw przed nami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz